-
Marrakesz – czy można zabłądzić w medynie? (MA)
Stare miasto w Marrakeszu to labirynt wąskich uliczek ze sklepikami i warsztatami. Właśnie. Czy wąskich? To pojęcie względne. Ja bym się tutaj nie zapuszczał nawet rowerem, ale Marokańczycy śmigają komarkami, czasami ciągną za nimi jednoosiowe przyczepki, zdarzają się też taksówki. Ciasnota niesamowita. Spaliny powodują, że widzisz czym oddychasz. Człowiek przy człowieku. Po kilku godzinach to męczy. Trzeba uważać, żeby nie zostać potrąconym przez motorower i pamiętać, że pieszy jest ostatni w zasadach pierwszeństwa, a rację ma większy. Chce się stąd wyjść. Medyna ma wymiar około 1,5 km na 2,5 km. Wchodzi się do niej przez bramy, taką np. jak ta powyżej. Obrzeża są w miarę puste i przestronne. Większość to budynki mieszkalne. Dominuje kolor czerwony. Koleś zasłania twarz, bo wcześniej zobaczył, że będę robił zdjęcie, a on znajdzie się prawdopodobnie w kadrze. Tak właśnie reagują mieszkańcy Marrakeszu. Za Chiny nie chcą być fotografowani przez turystów.…
-
Plac Dżemaa el-Fna – Marrakesz 3 (MA)
Trzy stany skupienia najsłynniejszego placu w Maroko. Stan dzienny. Stan sprzątania. Stan gazowy. Mało ludzi-atomów w jego przestrzeni. Stan drugi, popołudniowy. Stan cieczy, robi się gęściej. Skąd ci ludzie się biorą? Stan trzeci, stan stały. Oj, już jest gęsto. Na stoiskach gastronomicznych trwa już ruch. Zaraz zejdziemy z tarasu hotelu Ali, w którym spaliśmy trzy noce i wmieszamy się w tłum, popijemy soczki, zjemy mięcho.
-
Plac Dżemaa el-Fna – Marrakesz 2 (MA)
Plac Dżemaa el-Fna widziany z tarasu hotelu Ali. Godziny poranne. Kończą się już porządki po nocnej aktywności placu. Mieszkańcy Marrakeszu stanowią większość przechodniów. Jednoosiowe wózki to najwygodniejszy środek transportu po wąskich uliczkach mediny. Ludzie obijają się po placu jak atomy tlenu w butelce – niby chaotycznie, ale naprawdę rządzi nimi jakiś wzór matematyczny. Chaotycznie to chodzą jedynie turyści, Arabowie zawsze mają jakiś cel. Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego w Europie nie widziałem autokarów z turystami z krajów arabskich? Jeżdżą tylko gdy muszą, czyli w celach handlowych, pielgrzymkowych lub do rodziny. Czy to jest jedyna sensowna przyczyna opuszczania swoich domowych stron?
-
Plac Dżemaa el-Fna – Marrakesz (MA)
Dżemaa el-Fna oznacza prawdopodobnie „Plac bez meczetu”. Centralne miejsce w Marrakeszu. Kiedyś było esencją arabskiego zachodu, czyli Maghrebu. Tam jadano, leczono zęby i inne dolegliwości, słuchano opowieści z suchego południa, kuglarze popisywali się swoimi sztuczkami, można tu było usłyszeć pieśni z całej północnej Afryki. Czas się zmieniły. Nie ma już karawan. Marokańczycy nie jeżdżą na wielbłądach. Nikt nie kupuje już wody od ulicznych sprzedawców. Tymczasem plac jakby się nie zmienił. Bo są turyści, dla których można pokazać cepeliowską szopkę. Biali to chodzące bankomaty, którzy chcą zobaczyć złudę minionych lat. I trzeba im zapodać towar w opakowaniu wyprodukowanym w Chińskiej Republice Ludowej. Chcą, niech płacą, a jak mało chcą płacić, trzeba od nich wyciągnąć. Muszę przyznać, że ta złuda robi wrażenie. I trzeba pojechać do Maroka, żeby zobaczyć te popłuczyny, bo nasze dzieci lub najdalej wnuki mogą…
-
Pyszności na Djemaa el Fna (MA)
Główny plac w Marrakeszu. Dżemaa el-Fna. Plac bez meczetu. Za dnia przechodzą po nim tłumy ludzi. Wieczorami do późnej nocy też pełno na nim narodu, ale dodatkowo rozstawiają się na nim stragany z różnymi pysznościami, dominują grillowane mięcha. Na nielicznych tylko można spotkać prawdziwe perełki. Z Frankiem czailiśmy się na pieczone łby baranie. Franek się zawiódł. Chciał zjeść łeb w całości. Dostaliśmy pocięte na kawałki jego fragmenty z różnych części głowy (drugie zdjęcie od góry). Ja tam byłem zadowolony, zjadłem móżdżek. O ile na sąsiednich straganach pełno było turystów, to na naszym jedli tylko Marokańczycy. Pewnie Europejczycy nie lubią baraninki. Ostatnie zdjęcie autorstwa Daniela.